środa, 21 grudnia 2016

Polecanka: Top 5 filmów na Święta.

Święta już za dwa dni. Lubię ten czas spędzać z rodziną na kanapie, jeść pierniczki, pić grzane wino i oglądać komedie. Jeśli tak jak ja, jesteś kinomaniakiem, ale masz już dosyć oglądania Kevina... setny raz, to serdecznie Cię zapraszam do dalszego czytania. Jest to moja subiektywna lista "must see" na Gwiazdkę.

  


    5. To właśnie miłość / Love actually (2003)

Film tworzą historie rozgrywające się w okresie przedświątecznym w Londynie. Bohaterów łączą rodzinne i przyjacielskie więzi, a każdy wątek ukazuje inną historię miłości. Młody premier zakochuje się w pracownicy swojego biura rządu, pisarz odnajduje miłość nad brzegiem jeziora, wdowiec szuka kontaktu z pasierbem, a pewna mężatka dowiaduje się o uczuciu, jakim darzy ją najlepszy przyjaciel męża. No i tańczący Grant za każdym razem rozwala system...
scenariusz i reżyseria: Richard Curtis;
muzyka: Craig Armstrong;
w rolach głównych: Hugh Grant, Liam Neeson, Colin Firth, Laura Linney, Emma Thompson, Alan Richman, Keira Knightley, Martine McCutcheon, Bill Nighy, Rowan Atkinson.



     4. Holiday / The Holiday (2006)

Film o poszukiwaniu szczęścia. Iris jest zakochana w mężczyźnie, który zaręczył się z inną. Amanda dowiaduje się, że facet ją zdradzał. Dwie kobiety, które nigdy się nie widziały, wymieniają się miejscami zamieszkania na okres świąt. Iris wprowadza się do domu Amandy w słonecznym LA, a Amanda przyjeżdża na pokrytą śniegiem angielską wieś...
scenariusz i reżyseria: Nansy Meyer;
muzyka: Hans Zimmer;
w rolach głównych: Kate Winslet, Cameron Dian, Jude Law, Jack Black.


     3. W krzywym zwierciadle: Witaj Święty Mikołaju / Christmas Veation (1989)


Święta Bożego Narodzenia w rodzinie Griswoldów to kolejna okazja do przezabawnych zbiegów okoliczności. Clark ma nie tylko problem ze świątecznymi dekoracjami, ale i z gromadą niesfornych gości. Optymizmem napawa go jedynie myśl o świątecznej premii...
reżyser: Jeremiash S. Chechik;
scenariusz: John Hughes;
muzyka: Angelo Badalamenti;
w rolach głównych: Clery Chase, Beverly D'Angelo, Juliette Lewis.



   2. Grinch. Świąt nie będzie? / How the Grinch stole Christmas? (2000)


Grinch jest małym, zazdrosnym, psotnym stworzeniem. W dzieciństwie wyśmiewany przez swój odmienny wygląd, od lat żyje w zamknięciu na szczycie góry. Z roku na rok rośnie jego nienawiść do mieszkańców Ktosiowa. Co może roić się w jego głowie? Plan wykradnięcia Świąt Bożego Narodzenia...
reżyser: Ron Howard;
muzyka: James Horner;
w rolach głównych: Jim Carrey, Anthony Hopkins, Christine Barański, Taylor Momsen.




   1. Za jakie grzechy, Dobry Boże? / Qu'est-ce qu'on a fait au Bon Dien? (2014)

Claude i Marie ciężko znoszą małżeństwa swoich trzech córek z mężczyznami o odmiennych wyznaniach. Uroczystości rodzinne, które mają pojednać ich z zięciami, powoduje odmienny skutek - ich konflikt jeszcze bardziej się nasila. Wkrótce najmłodsza oświadcza, że wychodzi za mąż za katolika... pochodzącego z Abidżamu. Atmosfera sięga zenitu, kiedy Claude i Marie spotykają się z rodziną przyszłego zięcia...
scenariusz i reżyseria: Phillipe de Chanveron;
muzyka: Marc Chouavain;
w rolach głównych: Christian Chavier, Chantal Lauby.



    Do następnego razu. Trzymaj się cieplutko Buziaki. Bye.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Radość dzielenia się, czyli jak i dlaczego warto pomagać innym?

Witaj. Praca za darmo - wiele osób krzywi się na samą myśl, że miałoby swój cenny czas i energię poświęcać na robienie rzeczy, które nie przyniosą nam korzyści finansowych, zarobków, profitów [ jak zwał, tak zwał]. Pomaganie rodzinie, przyjaciołom to jest jeszcze OK, ale obcym ludziom? Po co i dlaczego?

Ciągle słyszymy w TV i radio, czytamy w prasie i Internecie o dramatach, jakie rozgrywają się wokół nas; zaniedbane dzieci, katowane zwierzęta, ubóstwo, choroby. Tyle złych informacji dociera do naszych oczu i uszu, że w pewnym momencie przestajemy widzieć w tym konkretną ludzką tragedię. Staje się to czymś powszechnym, wręcz "normalnym". Od czasu do czasu jakiś straszny news w wiadomościach wytrąci nas z równowagi i skłoni do chwili refleksji, ale zaraz wracamy do prozy życia. Pojawiają się zdania i myśli typu: "Przykro mi, ale co mogę zrobić?", "Nie mam czasu, to nie mój problem", "Nie mam z czego pomagać".

Tak, to prawda - ale nie cała. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu, z czasem bywa krucho, z pieniędzmi również, jednak posiadanie wielkiego serca nie ma nic wspólnego z wartością twojego konta bankowego. Każdy ma coś, co może dać innym. A ten magiczny, rodzinny czas Bożego Narodzenia znakomicie sprzyja ku temu.

Chwila rozmowy z kimś starszym i samotnym, wyjście z osobą chora na wizytę do lekarza, przygotowanie dla kogoś świątecznej paczki, wsparcie niewielkim datkiem akcji charytatywnej - często niewiele nas to kosztuje, a jednocześnie czynimy świat lepszym. Masz tą świadomość? To nie tak, że drobne rzeczy nie mają sensu. Zawsze zaczyna się od jednej osoby, która daje coś od siebie. Za jej przykładem podążają inni. I tak jeden serdeczny uczynek wywołuje całą lawinę pozytywnych zdarzeń. Bo wszystkie dobre uczynki owocują na przyszłość i kiedyś wrócą do nas z podwójną siłą, nie powinniśmy o tym zapominać.

Każdy gest, nawet najmniejszy zmienia świat, czyjś świat. Uśmiech na twarzy biednej osoby, która nie musi martwić się kosztownymi przygotowaniami do świąt, osoby niepełnosprawnej, która mogła z kimś porozmawiać,człowieka bezdomnego, który otrzymał ciepłe ubranie i posiłek, psiaka, którego przygarniemy ze schroniska i damy bezpieczny, kochający dom. Wokół nas jest wiele osób, które potrzebują wsparcia - odkryjmy w sobie radość dzielenia się. Bo to naprawdę ogromna wartość, której nie zapewnią Ci żadne pieniądze tego świata.

Mam do Ciebie jedno, konkretne pytanie. Odpowiedź szczerze. Kiedy ostatnio komuś pomogłeś, tak po prostu, komuś obcemu? Komuś, kto nie jest kimś Ci bliskim, członkiem rodziny? Komuś, kto nie ma jak się odwdzięczyć pięknym prezentem, znajomościami, pomocą w znalezieniu lepszej pracy, załatwieniu czegoś? Trudne pytanie?

Na świecie jest wielu wolontariuszy, którzy pracują w różnych krajach, warunkach, przy różnych zadaniach. Oni odkryli radość pomagania, radość bezinteresownego dzielenia się sobą [swoim czasem, talentem, uwagą] z innymi. Ty również spróbuj ją odkryć. Zaryzykuj odrobinę swojego czasu i dobrej woli. Na dłuższą metę nic nie tracisz, a możesz zyskać więcej, niż Ci się zdaje. Jesteś potrzebny, masz realny wpływ na świat - nie stój bezczynnie jak kołek.

Gandhi mówił: "Najlepszą drogą do znalezienia samego siebie jest zagubienie się w służeniu innym". Niech to stanie się Twoją życiową maksymą. Zamiast kochać siebie, powinnyśmy kochać innych. Jeśli jest dwoje ludzi i jedno kocha siebie i drugie kocha pierwszego, drugie cierpi z braku miłości. 

Kilkakrotnie spotkałam się z twierdzeniem, że ktoś nie pomaga innym, bo to domena Chrześcijan, a on jest ateistą i od wiary trzyma się z daleka. Serio?! Pomoc drugiej istocie to nasz obowiązek moralny. Religia ma z tym tak wiele wspólnego, jak zeszłoroczny śnieg. Każdy człowiek powinien być szlachetny i moralny, bez znaczenia, jakiego jest wyznania. Nie bez powodu człowiek jest wyżej w hierarchii niż zwierzęta. My ludzie nie kierujemy się wyłącznie instynktami zachowawczymi,  po to ktoś dał nam wrażliwość i zdolny do ewolucji mózg, aby to wykorzystywać w dobrym celu. To prawda, dogmaty chrześcijańskie nawołują do miłości i jałmużny, ale nie popadajmy z obłęd. Agnostyk może być równie dobrym  i wrażliwym na krzywdę innych człowiekiem.

Wyciągnij dłoń do tych, którzy Cię potrzebują. Bez względu na swój wiek, zawód, płeć, sytuację materialną - to nie ma znaczenia. Liczy się serce. Dostrzeż to, że świat może być lepszym i to dzięki Tobie. Odkryj w sobie pasję działania na rzecz słabszych i pokrzywdzonych. Zobaczysz, jak Cię to wciągnie.

Pomagając innym, odkryjesz to, co tak naprawdę jest w życiu ważne i na czym warto się skupić, co należy pielęgnować. Przekonaj się, ile szczęścia w Twoje życie wniesie wyciąganie pomocnej dłoni w stronę kogoś potrzebującego i jak bardzo może to odmienić życie was obojga. 

Z tym przesłaniem zakończę wpis. Do następnego razu. Buziaki. Bye.

niedziela, 18 grudnia 2016

Ada w kuchni/ Smakołyki na Boże Narodzenie.

Święta to nie tylko czas Adwentu, choinka, lampki, wieńce, prezenty. To również uroczysta kolacja z bliskimi. Bo nic tak nie zbliża i łagodzi ludzi, jak wspólny posiłek przy jednym stole, nieprawdaż. A że w słodyczach odnajduję się najlepiej; jedząc je jak i przygotowując, chcę podzielić się z Tobą kilkoma moimi sprawdzonymi przepisami na pyszne wypieki. A takie ciasteczka opakowane w ładny pojemnik i obwiązany wstążką mogą być alternatywną wersją drobnego upominku.


     1. Pierniczki korzenne

Składniki:
* 600 g mąki pszennej + do posypania;
* 200 g miodu;
* 200 g cukru pudru;
* 120 g masła;
* 1 jajo;
* 2 łyżki stołowe przyprawy korzennej;
* 1 łyżeczka sody oczyszczonej.

Wykonanie:
Na stolnicę przesiej mąkę i cukier puder, dodaj sodę oraz przyprawy. Na środku "kopca" zrób wgłębienie, wbij jajo i wlej miód (polecam wrzosowy lub spadziowy liściasty). Następnie dodaj pokrojone w kostkę masło. Składniki zagnieć na gładką, jednolitą masę. Z ciasta uformuj kulę, owiń folią spożywczą i wstaw na co najmniej 2 godziny w lodówce, aby "odpoczęło". Po tym czasie wyjmij ciasto z lodówki, od kuli odrywaj kuleczki ciasta, rozwałkuj je na cienkie (ok. 2-4 mm) placki, w razie potrzeby podsypuj lekko mąką (wtedy ciasto nie powinno przyklejać się do stolnicy). Wycinaj świąteczne wzory lub stempluj świątecznymi napisami. Blachę wyłóż folią do pieczenia i ułóż na niej pierniczki. Piekarnik nagrzej do 180 st.C, a następnie włóż do  niego blachę na ok. 5-7 min (jeśli chcesz, aby ciasteczka były bardziej suche, piecz je 10-15 min). Po pieczeniu wystudź ciasteczka na kratce. Według uznania możesz przyozdobić ciasteczka lukrem. 

Lukier:

Cukier puder przesiej przez sitko do miski. Dodawaj stopniowo po łyżce wody/soku i za pomocą łyżki mieszaj lukier do uzyskania jednolitej, gładkiej masy. Sprawdź, czy lukier nie jest za rzadki albo za gęsty. Jeśli jest za gęsty, dodaj odrobinę wody/soku, jeśli za rzadki - cukru pudru. Lukier powinien spływać z łyżeczki strumieniem. Wtedy jego konsystencja jest właściwa i możesz przystąpić do dekorowania wypieków. 

Jeśli chcesz, by Twój lukier miał kolor, dodaj kilka kropli barwnika spożywczego. Świetną alternatywą lukru są tzw. pisaki do dekoracji ciast, które obecnie kupisz w każdym większym sklepie spożywczym i supermarkecie.



2. Ciasteczka kokosowe.
   
Składniki:
* 3/4 szklanki mąki (ok. 187 g);
* 50 g masła;
* 100 g wiórków kokosowych;
* 1 jajo;
* łyżeczka proszku do pieczenia lub sody;
* szczypta soli.

Wykonanie:

W naczyniu zmiksuj cukier z masłem, dodaj jajo. W następnym naczyniu wymieszaj mąkę z proszkiem do pieczenia/sodą i solą. Wsyp mieszankę do pierwszego naczynia. Rozgrzej patelnię z odrobiną oleju, a następnie wrzuć wiórki i energicznie mieszaj. Kiedy wiórki się lekko zarumienią, dodaj połowę do reszty składników i wszystko wymieszaj. Ciasto uformuj w kształt kuleczek. Uformowane kulki delikatnie spłaszcz i obtocz je w reszcie kokosa. Piecz przez 10-15 min w piekarniku ustawionym na 160 st.C. Gorące ciasteczka ostudź tak samo jak pierniczki.

Polewa:

W kąpieli wodnej rozpuść tabliczkę mlecznej lub deserowej czekolady. Dekoruj według uznania. Ja nabrałam polewy w wyparzoną strzykawkę apteczną i narysowałam wzór. 


3. Ciasteczka migdałowe.


Składniki:

* 350 g zmielonych migdałów;
* 60 g masła;
* 1 łyżka miodu;
* 80 ml syropu klonowego;
* 1 łyżeczka proszku do pieczenia/sody;
* 1/4 łyżeczki zapachu waniliowego lub 1 łyżeczka cukru waniliowego;
* paczka całych migdałów;
* szczypta soli.

Wykonanie:

Rozpuść masło, wlej do miski z migdałami, dodaj sól,proszek do pieczenia/sodę i zapach waniliowy lub cukier waniliowy, miód i syrop klonowy. Połącz wszystko w jednolitą masę. Włóż do lodówki na 20 min. Po wyjęciu ciasta nabieraj małe porcje łyżką do lodów i formuj niewielkie kilki (śr. 4-5 cm). W każdą kulkę wciśnij po jednym całym migdale. Piecz ciasteczka na 175 st.C przez 10 min, aż się lekko zarumienią. Ostudź podobnie jak pierniczki. Jeśli chcesz, możesz ozdobić czekoladą lub lukrem.


4. Maślane rogaliki z czekoladą.

Składniki:

*4-5 szklanek mąki;
* 1 szklanka mleka;
* 100 g masła + 3 łyżki do smarowania;
* 60 g świeżych drożdży;
* 3 jaja;
* 1/2 szklanki cukru;
* szczypta soli.

Wykonanie:

Drożdże rozpuść w mleku z dodatkiem cukru. Tak powstały rozczyn połącz z mlekiem, masłem, mąką, jajem i solą, i wyrób ciasto. Następnie odstaw je w ciepłe miejsce na ok. 45-50 min. Wyrośnięte ciasto podziel na 4 jednakowe części i rozwałkuj na kształt kół o grubości ok 3-4 mm. Każde z kół podziel na 8 trójkątów. Na brzegu każdego z nich połóż kostkę, dwie czekolady i zawiń rogalik. Rogaliki ułóż na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i pozostaw do wyrośnięcia na ok. 20 min. Piecz je 8-10 min w 200 st.C. Po wyjęciu, jeszcze gorące, posmaruj roztopionym masłem. Możesz je również posypać sezamem lub makiem, ale bardzie polecam tę maślaną wersję.


5. Ciasto marchewkowe.


Składniki:

* 3-4 starte marchewki;
*1.5 szklanki mąki;
* 4 jaja;
* 1 szklanka oleju;
* 1 szklanka cukru;
* 1 łyżeczka proszku do pieczenia;
* 1 płaska łyżeczka sody;
* 1 łyżeczka przypraw piernikowych;
* 1 łyżka cukru waniliowego;
* szczypta soli;
* 1 szklanka pokrojonych orzechów włoskich

Wykonanie:

Marchewkę zetrzyj na tarce o drobnych oczkach. Orzech włoskie pokrój lub połam na małe kawałki. Piekarnik nastaw na 180 st.C. Jaja ubij z cukrem i cukrem waniliowym. Powoli dolewaj oleju. Ciągle mieszając, dodawaj mąkę wymieszaną z solą, sodą i proszkiem do pieczenia. Ciasto powinno być gęste. Dodaj cynamon lub przyprawę piernikową. Na końcu dodaj orzechy i odciśniętą z nadmiaru wody marchew i wszystko jeszcze raz wymieszaj. Formę (najlepiej tortową) natłuszcz lub wyłóż papierem do pieczenia. Wlej ciasto i piecz je ok.45-55 min. W międzyczasie sprawdzaj, czy nie jest surowe drewnianym patyczkiem. Ostudzone ciasto podawaj posypane cukrem pudrem lub posmarowane polewą.

Polewa:

2 łyżki masła ucieraj za pomocą miksera lub ręcznie. Dodaj 100 g serka słonego naturalnego (np. Philadelphia, Ostrovia, Almette). Następnie posłódź 3-4 łyżkami miodu, ewentualnie cukrem pudrem. Masą smaruj wierzch oraz boli ciasta i schłódź je w lodówce. Polewę możesz udekorować orzechami lub żurawiną.



Mam nadzieję, że czas przygotowań do tych magicznych dni upływa Ci w radości i spokoju. 

Do następnego razu. Buziaki. Bye.









środa, 14 grudnia 2016

Kącik kreatywny#4

  Witaj, mój drogi czytelniku. Dziś pokażę Ci kilka moich propozycji na wieńce bożonarodzeniowe i aranżację stołu wigilijnego. Bo czym są święta bez ozdób, które nadają wnętrzu ciepłego, magicznego klimatu. Polecam, aby w przygotowywaniu dekoracji uczestniczyli wszyscy domownicy. Gwarantuję, to będzie świetny czas. Do następnego razu. Buziaki. Bye. 
      PS Obiecuję, że to ostatni już w tym roku świąteczny kącik kreatywny. Naprawdę. 








Ile kosztuje szczęście?

Zostałam wykorzystana przez kobietę w Empiku i w ten sposób poznałam cenę szczęścia.


Zaczęło się niewinnie od My, właściciele Teksasu Małgorzaty Szejnert. Dotychczas więcej czytałam o niej niż jej, a nie znać reportaży Szejnert to jak humanistyczne tąpnięcie, można już tylko zapaść się pod ziemię. Chciałam nadrobić zaległości i właśnie wtedy zostałam wykorzystana.

W progu księgarni jeszcze się opierałam: miła ekspedientka zapytała, czy pomóc w wyborze; podziękowałam, w końcu przyszłam tylko po odbiór paczki. I to nie taniej. Rozejrzałam się cokolwiek po asortymencie i ruszyłam dziarsko po odbiór zamówienia. Uległam przy kasie. Książkę, którą mi polecono wzburzała wątpliwości - czułam, że to nie może być dobra literatura. Ale, ku mojej zgubie, padł argument, który sprawił, że mogłabym kupić pięć egzemplarzy: "Czytałam tę książkę, jest bardzo dobra. Mojej mamie też się podobała".

Jeśli ktoś rozmawia o danej książce z mamą, musi być wrażliwy, może nawet inteligentny i obeznany w świecie. Ludzi wrażliwych spotyka w życiu tyle nieszczęść, że nie chciałam być kolejnym, przez którego nie dostanie świątecznej premii za wciskanie bonusów. Bycie czyimś nieszczęściem - to nigdy nie jest dobry pomysł. Przeceniony Rachunek Jonasa Karlssona stał się moją własnością. 

Godzinę później wiedziałam, że hasło z okładki [Błyskotliwa, podszyta absurdalnym humorem powieść w kafkowskim stylu] to nadużycie i profanacja. Mimo wszystko, skoro już dałam się wykorzystać (przez kobietę, na ladzie, w biegu i na oczach innych), postanowiłam, że się przemęczę i przeczytam ją w całości.

Rachunek to historia o tym, że wszystko ma swoją cenę, a szczęście ma cenę bardzo wymierną. Główny bohater żyje płasko. Każdy dzień to szeregowy dom na nowym osiedlu: przyjemny, ale taki sam jak poprzedni i kolejny. Nudną codzienność przerywa list - do skrzynki pocztowej trafia rachunek za szczęście. 5 700 000 szwedzkich koron, czyli ponad 2,5 miliona złotych [tak, przeliczyłam to]. W kolejnych rozdziałach rachunek rośnie; 149 milionów koron; strach przeliczać na złotówki. Tyle jest warte szczęście człowieka, który żyje zwyczajnie. 

Przerwałam lekturę, aby do reszty mój mózg się nie zlasował. Do 15 znajomych, ostatnich wykręcanych numerów z listy, wysłałam krótką wiadomość: "Ile kosztuje Twoje szczęście. Gdybyś miał je wycenić? W złotówkach albo euro." 
Szefowa: "Ten bilans aktualnie jest ujemny".
Mama: "Znowu masz doła? Chodź do salonu na ciasto, córuś!"
Pastor: "Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie sól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną" Odpowiedziałam: "To nie na temat. Czy pastor jest szczęśliwy?". Brak odpowiedzi.
Kumpel z pracy: "280 tys., bo tyle potrzebuję, aby spłacić kredyt".

Do przeklętego zakupu wróciłam rozczarowana. Na domiar złego trafiłam na fragment: "Ludzie są bardzo nieszczęśliwi! Większość z nich źle się czuje! Cierpią. Są biedni, schorowani, zażywają leki. Mają lęki, boją się i martwią różnymi rzeczami. Są zestresowani lub załamami, opłakują kogoś, mają wyrzuty sumienia, problemy ze snem i koncentracją, odczuwają presję (...). Większość ludzi czuje względne zadowolenie z życia maksymalnie kilka lat, w dzieciństwie. I to najczęściej za ten okres dostają swoje punkty. Potem jest tylko równia pochyła".

Och! Żadne odkrycia, raczej półprawda, ale półprawda przytłaczająca i lekko zakłamana. Potrzebowałam pilnie koła ratunkowego. 


Następnego ranka obudziła mnie wiadomość. Babcia. Telefon wyświetlił: "Odkąd rozumiem, że cierpienie nie jest zaprzeczeniem szczęścia, jestem bardzo szczęśliwa. Cierpienie nie tworzy kontrastu, nie uszlachetnia. Jest częścią. Lubię siebie, kiedy jestem smutna i znajduję dość siły, żeby pozwolić sobie na smutek. Zaakceptować stratę. To nie cierpienie sprawia, że jestem nieszczęśliwa. Brak cierpienia to dopiero nieszczęście. A wracając do meritum, nie umiem wycenić".

Po wszystkim myślę, że szczęście kosztuje 11 groszy, czyli tyle, ile SMS w sieci mojego operatora. 

Jeśli odniosłeś wrażenie, że polecam Rachunek to jest to bardzo złudne wrażenie. Nie polecam. Za to gorąco polecam reportaże Małgorzaty Szejnert. 


Do następnego razu. Buziaki. Bye.

sobota, 10 grudnia 2016

Dlaczego nie czujemy Magii Świąt?

Miałam okazję pokręcić się dzisiaj po galerii handlowej w Wawie; kolorowe światełka, święty Mikołaj, ogromna choinka, tłumy ludzi i oczywiście wyprzedaże. W jednej z sieciówek natknęłam się na t-shirt z napisem "Stop playing Christmas songs". Nasuwa mi się na myśl pytanie: skoro wszyscy dookoła wmawiają nam, że nie czują magii świąt, to my też przestaniemy odczuwać ten radosny czas? Poddajecie się temu samemu wrażeniu? Strojenie drzewka, przygotowanie Wigilijnych potraw, Adwent i Roraty oraz obdarowywanie bliskich upominkami nie będzie Was cieszyć? Really?

"Nie chcę świąt" oraz "Nie czuję świąt". Co roku coraz częściej słyszymy wszędobylko te stwierdzenia. Czyżby całe piękno, ciepło, rodzinność i radość Bożego Narodzenia straciły już na wartości? Czyżby ten czas był tylko kolejną okazją do głupiego, nic nie znaczącego leniuchowania od szkoły i pracy oraz złapania super przecen, na których kupimy komuś prezent za 10 zł a liczymy na podarunek za 1000? 


Dlaczego tak jest? Czemu w ostatnich latach tzw. "Magia Świąt" się z Nas masowo zaczęła ulatniać? Czemu coraz bardziej pesymistycznie podchodzimy do świątecznych tradycji? 

Święta Bożego Narodzenia są świętem obchodzonym na całym świecie. Kiedyś, zanim dorośliśmy i do Naszego życia nie wkradła się rutyna, symboliczna choinka z lasu przyozdabiana całą rodziną, kolędnicy, kościelne przedstawienia, dzieci śpiące na pasterce, śnieg i wypatrywanie pierwszej gwiazdki to idealne święta. Wtedy chodziło głównie o czas spęczony z rodziną, zmianie swojego postępowania i bliskości z drugim człowiekiem. Teraz święta to świecące bombki, konkurs pt. "Kto lepiej przyozdobi dom", Mikołaje ze sztuczną brodą, grające szopki, "Kevin..." i prezent ze szpanerskim jabłuszkiem. 

O co chodzi w dzisiejszych świętach, bo nie rozumiem? O obwijanie wszystkiego światełkami? O bieganie po galeriach w poszukiwaniu jak najtańszego, oklepanego prezentu, o prześciganie się w mediach, która stacja pierwsza puści ramówkę świąteczną i oglądaniem TV zaraz po "rodzinnej szopce z prezentami"?

Dlaczego, im jesteśmy starsi, gubimy gdzieś tego naszego mentalnego dzieciaka? Dlaczego tak trudno Nas zadowolić, uszczęśliwić, wzruszyć? Dlaczego, zamiast cieszyć się spotkaniem z bliskimi, albo pędzimy tępo za komercyjnym shitem, albo zupełnie się od tego odcinamy. Przecież to często jeden z nielicznych dni w roku, kiedy widzimy się z rodziną, obdarowujemy się drobiazgami, możemy na chwilę się zatrzymać i spojrzeć na swoje błędy, pomagamy potrzebującym. I to jest super. Nie powinniśmy własnowolnie z tego rezygnować.


Apeluję, nie traktujmy świąt zero-jedynkowo, odnajdźmy w sobie tego radosnego, ciekawego dzieciaka, jakim kiedyś byłeś. Cudownych świąt. 


Do następnego razu. Buziaki. Bye.

środa, 7 grudnia 2016

Kącik kreatywny#3

     Witaj. Dziś przedstawię Ci moje propozycje na pakowanie prezentów. Są święta. To magiczny czas, podczas którego nabieramy dystansu do pewnych spraw, spotykamy się z bliskimi, staramy się, aby wszelkie spory zostały zażegnane, pomagamy innym, obdarowujemy się nawzajem upominkami. No właśnie, upominki. Świetnie, jeśli jest on dobrany z myślą o danej osobie. Dużą przyjemność na pewno sprawi coś wykonanego własnoręcznie. Ale nie tylko to, co znajduje się w środku jest ważne, duże znaczenie ma również to, jak nasz prezent zostanie opakowany. Czasami warto poświęcić trochę więcej czasu i samodzielnie opakować prezenty. 
     Ja robię świąteczne zakupy już w pierwszym tygodniu grudnia. Wtedy właśnie myślę o bliskich i o drobiazgach, które im wręczę. Wszystkie potrzebne materiały; tj. papier opakowy, sznurek, wstążki, rafię, ozdobne taśmy klejące, dziurkacze w świąteczne wzory, szyszki, gałązki i bombeczki kupiłam w sklepie plastycznym, Empiku, Pepko i Targecie. Może moje pomysły zainspirują Cię i sam wykonasz coś podobnego. Na pewno bliska Ci osoba nie pogardzi tak pięknie, własnoręcznie opakowanym prezentem, Miłej pracy. Buziaki. Do następnego razu. Bye.






sobota, 3 grudnia 2016

Rozmowy małżeńskie

tyle lat razem a ja wciąż nie rozumiem
niby się znamy a ja wciąż się gubię?
to musi być miłość
skoro tak to lubię...

dlaczego
gdy świeci słońce
musi padać deszcz?
jest tęcza, zobacz
czego jeszcze chcesz...

dlaczego najpierw kochasz
a potem się drzesz?
bo jestem człowiekiem
takiego mnie bierz...

dlaczego mnie nie słuchasz
choć zrozumieć chcesz?
bo ty tyle gadasz
czy możesz gadać mniej...

dlaczego ja piszę piosenkę
a ty nie wiesz o czym jest?
dla mnie ważna jest melodia
nie liczy się tekst...

dlaczego tak długo gotuję
a ty tak szybko jesz?
bo bywam czasem mega głodny
ciebie zjadłbym też...

dlaczego mi nie powiesz
czego naprawdę chcesz?
przecież jesteś medium
i wszystko wiesz...



piątek, 2 grudnia 2016

Krytycznym okiem na... "Jaśnie Pan" Jaume Cabra

Dziś podzielę się z tobą moim nowym odkryciem. Trochę wstyd, że dopiero teraz sięgnęłam po twórczość tego Barcelońskiego pisarza, ale to może dlatego, że byłam uprzedzona do Katalońskich twórców. Ale może nie ma czego żałować, bo jak na samym początku byłam sceptycznie nastawiona do tej pozycji, tak z biegiem historii moja miłość do Cabre wzrastała.

Jaśnie pan jest trzecią przełożoną na język polski książką Jaume Cabré, ale w rzeczywistości jest to pierwsza powieść katalońskiego pisarza, która, notabene, sprawiła, że nazwisko autora zaistniało w świecie literackim.


Zastanawiam się dlaczego wydawnictwo zaczęło od publikacji Wyznaję, monumentalnej powieści z bardzo skomplikowaną konstrukcją narracyjną, w której na poziomie zdania autor potrafił zmienić narratora, czas oraz miejsce. Takie zabiegi nie ułatwiają komunikacji i jeśli ktoś od początku nie wpadnie w narzucony przez autora rytm, pogubi się w narracyjnych meandrach. Jaśnie Pan nie jest pisany stylem znanym z Wyznaję i Głosów Pamano, w niektórych tylko fragmentach Cabré jakby nieśmiało próbuje mieszać perspektywy narracyjne, ale to są tylko prawie niezauważalne, lekko kokieteryjne wprawki.



Kataloński autor zabiera nas tym razem na salony osiemnastowiecznej Barcelony. Jest rok 1799, trwają przygotowania do uroczystego Te Deum oraz powitania nowego stulecia. Główny bohater, Rafel Massó i Pujades, jest cywilnym prezesem Trybunału Królewskiego, to w jego rękach leży życie wszystkich oskarżonych, to on jest tym sprawiedliwym, który osądza ludzkie uczynki. Do jego nieformalnych obowiązków należy również bywanie na salonach. Wraz z małżonką Marianną udają się do markiza de Dosriusa, gdzie spotkanie towarzyskie uświetnia koncert Słowika z Orleanu - znanej śpiewaczki Marie de l'Aube Desflors. 


Na przyjęciu pojawiają się przedstawiciele arystokracji oraz przyjaciele markiza - młodziutki poeta Andreu Perramon oraz muzyk gitarowy, oficer Josep Ferran Sorts. Oddawanie się kontemplacji sztuki to jedno, ale są jeszcze przecież inne, równie ważne uciechy np. miłostki. I nie ma co ukrywać, ale elity lubią świntuszyć, tu każdy każdemu przyprawia rogi, takie to już było to arystokratyczne środowisko - do cna zdeprawowane, ale nic nie wychodziło poza ściany alkowy.

Niekiedy jednak nie można wszystkiego ukryć, a jak to w życiu bywa, miłość ze zbrodnią się łączy. Ginie zatem w tajemniczych okolicznościach Słowik z Orleanu. Znajdują ją z podciętym gardłem i raną w sercu. Cień oskarżenia pada na młodego Andreu, który spędził z divą ostatnią noc. Ale to nie jedyna tajemnica, która jest skrywana w zanurzonej w deszczu i mgle Barcelonie. Ciset - ogrodnik jaśnie pana Rafela przed śmiercią spowiada się w obecności notariusza i wyznaje prawdę o morderstwie pewnej kobiety...


Kryminał? Tak, ale czytelnik nie dowie się, kto zamordował francuską śpiewaczkę. Aluzje i rozsiane po powieści wskazówki zachęcają do szukania zbrodniarza na własną rękę. Ale nie o gatunek tutaj chodzi i nie o przyjemność czytania wynikającą ze śledzenia zawikłanej i umiejętnie skonstruowanej intrygi. 


Kataloński pisarz pod przykrywką czarnego kryminału zadaje charakterystyczne dla swojej twórczości pytanie o zło, którego personifikacją w Jaśnie Panu staje się Rafel. Nie jest to sympatyczna postać. Swoją pozycję zawdzięcza nie tytułowi szlacheckiemu, którego nie posiada, ale wytrwałemu dreptaniu tu i ówdzie. 

To bohater wzbudzający jednoznaczne uczucie wstrętu. Lubieżnik, hipokryta, opanowany żądzą władzy, do tego tchórz. Ale obrywa mu się, popada w manię prześladowczą i nie ukrywam, że gdy z czasem zaczęły wypływać jego niecne grzeszki, a on coraz bardziej czuł się zaszczuty, miałam z jego obsesji niezły ubaw.

Jaśnie Pan to studium obsesji władzy, w którym pojawia się problematyka związana z istotą grzechu oraz pytania o to, czym jest sprawiedliwość i kto ma prawo do jej wymierzania, ale autor nie tylko zagląda do czarnych zakamarków ludzkiej duszy, bo ta powieść to również przepiękna historia młodzieńczej przyjaźni między Andreu Perramonem i Sortsem zwanym przez wszystkich Nando. Losy tej znajomości zostały zamknięte w listach na zasadzie kontrapunktu - to zabieg, który uwypukla tragizm sytuacji. Nando podróżuje z wojskiem i opisuje swemu przyjacielowi pierwsze uniesienia miłosne, przesyła mu opery, snuje plany, a tymczasem nie wie, że biedny Andreu gnije w lochu oskarżony o morderstwo.


Oprócz całej plejady postaci, jest jeszcze miasto - Barcelona. Utopiona w błocie i deszczu. Gęsta mgła jest przykrywką dla zaspokajania lubieżnych zachcianek arystokratycznej śmietanki. Cabré nie stroni od erotycznych wątków, bezwstydnie zagląda do hotelowych sypialni, zerka wraz z głównym bohaterem przez teleskop i podgląda szlachcianki.


Powieść poprzedza wstęp tłumaczki, która wyjaśnia sytuację polityczno - społeczną ówczesnej Barcelony. Wiedza o realiach epoki nie jest konieczna do zrozumienia historii opowiedzianej w Jaśnie Panu, ale może pomóc zrozumieć - to dla tych dociekliwych czytelników- niektóre aluzje i zachowania bohaterów.


Jaśnie Pan to powieść przełomowa dla twórczości Cabré, to właśnie od niej zaczął się deszcz nagród i, co za tym idzie, pisarska sława. To właśnie tutaj można dopatrzyć się wątków i pytań, które staną się charakterystyczne dla całej twórczości katalońskiego pisarza - problemu zła pojawiającego się zawsze tam, gdzie człowiek może posiąść władzę nad innymi, przekraczania granic, które sobie stawiamy w codziennym życiu, a w sytuacjach ekstremalnych nagle ulegają one przesunięciu. Bo to co interesuje autora Głosów Pamano to przede wszystkim uniwersalizm naszych doświadczeń. 


Polecam tę pozycję. 8/10. Można się spodziewać, że niebawem na moim blogu pojawi się kolejna jego powieść z tego cyklu. 

Do następnego razu. Bye.

czwartek, 1 grudnia 2016

Życie bez Ciebie... Jeśli o Tobie zapomnę, stanę się kimś innym. Rozdział 11.

Zbliża się koniec roku szkolnego. Pierwszy tydzień czerwca. Upał taki, że można jajecznicę smażyć na dworze. Asfalt nagrzany do czerwoności, smoła przykleja buty do drogi. Aby się nie zakleić, trzeba niemalże biec. W telewizji znów ogłosili trzeci stopień przeciwpożarowy, a to dopiero czerwiec. Nie chce wiedzieć, jaki cyrk będzie się dział w sierpniu. Na szczęście, jadą na wymarzony urlop do Anglii. Nie może się już doczekać. Jest taka podekscytowana. W sumie oceny ma już wystawione, ale chodzi do szkoły, bo dziadek pisze jakiś większy artykuł i w ich chatce jest istny Sajgon. Wszystko jest lepsze od podenerwowanego, rozdrażnionego, nieobecnego duchem dziadka.
Wchodzi zziajana do domu. Jest zmęczona i śmierdzi. I ogólnie ma wszystkiego dosyć. Te krwotoki z nosa i problemy z oddychaniem, spowodowane trzydziestostopniowym gorącem, sprawiają, że nie ma na nic kompletnie siły. Resztkami wykrzesanej energii doczłapuje się do syfonu z wodą sodową i duszkiem opróżnia calusieńkie trzy szklanki. Pokrzepiona trunkiem idzie do łazienki, zrzuca z siebie wilgotne od potu ubranie i bierze zimny prysznic. Już na schodach słychać głośne stukania dziadkowych palców w komputer. Pracuje. Podchodzi cicho do drzwi sypialni niczym myszka i próbuje podejrzeć dziadka przez otwór w zamku, kiedy nagle drzwi się otwierają, a w progu stoi nie kto inny jak dziadek. Próbuje ukryć rozbawienie i przyjąć groźną minę, ale widząc zmieszanie na jej twarzy, wybucha niepohamowanym śmiechem. Ruchem ręki zaprasza ją do środka, ściąga piętrzącą się górę papierzysk z fotela i zaprasza ją skinieniem głowy, aby usiadła obok niego. Ona szybko usadawia się w skórzanym fotelu. Ją i dziadka dzieli zaledwie stare dębowe biurko wykończone finezyjnymi ozdobieniami. Bardzo lubi patrzeć jak dziadek pracuje. Lubi, kiedy wierci się w fotelu zanim nie znajdzie wygodnej pozycji, kiedy ślini palec zanim przerzuci kolejną kartkę notatek, kiedy rozciąga palce, marszczy lekko brwi i zamiera na moment z rękoma tuż przez klawiaturą, a później następuje nieustanny stukot klawiszy. Lubi to, bo w jej mniemaniu, przypomina to obrządek religijny.
Zawsze zaprząta dziadka rozmową, często przeszkadzając mu w pracy, ale dziadek nigdy się nie skarżył. Jednak wie, że ten artykuł jest inny, jest jednym z tych artykułów – żyć, któremu dziadek poświęca nad wyraz uwagi.
Mężczyzna zauważa markotność wnuczki i mówi żartobliwie: Co dolega mojej Ptaszynce? Jaki kotojad zaprząta ci tą śliczną główkę? Zawsze jesteś taka gadatliwa i radosna, a teraz tylko siedzisz i miętosisz w palcach róg sukienki. Powiesz mi, co cie gryzie, Wielbłądko?
Dzisiaj znowu widziałam jak Dziką Baśkę zaczepiają łobuzy z mojej szkoły. Przykro mi się jej zrobiło. A to taka dobra kobieta, przygarnia z ulicy biedne zwierzęta. Jeszcze nasza polonistka zadała nam esej na dowolny temat. Musiałam oddać go jej na wczoraj. Przedłużyła mi termin na jutro, a ja go nawet nie zaczęłam. Co mam robić?
Może napiszesz o Dzikiej Baśce?
_________________________________________________________________
Opowiem wam historię zwariowanej emerytowanej pielęgniarki rejonowego szpitala i karmicielki kotów, Dzikiej Baśki, jak ją nazywano. Nieraz widywałam jej niewielką samotną postać z kraciastą torbą pełną jedzenia dla bezdomnych zwierząt, gdy przecinałam zakosami betonową dzielnicę od ulicy Lazurowej do Powstańców i z powrotem w drodze do i ze szkoły. Z jakichś powodów od początku jej obecność wydawała mi się uspokajająca, jakby ta kobieta wyrównywała w brudzie osiedla szale wagi, na której z jednej strony byłam ja, a z drugiej zagrażające mi kotojady. Kotojady to określenie wymyślone przez mojego dziadka, które nazywało wszystko to, co mnie dręczy. Trudno mi dokładnie wytłumaczyć, kim są kotojady, ale istnieją naprawdę. Kotojady czaiły się na Jelonkach i czułam dokładnie ich oddech na plecach.

Rozpoznałabym ją z daleka. Jak zawsze, wypadała jak ćma w okrąg światła rzucanego przez latarnię. Niezależnie od pory roku ubrana była w szary jak kocia sierść paltocik i młodzieżowe różowe trampki, znalezione zapewne na jakimś śmietniku, które przeszukiwała z zapałem i nie bez przyjemności. „Tyle dobra, tyle dobra na marnację idzie”, mamrotała pochylona nad szmatami, papierami, puszkami. „Kupują, kupują, a zeżreć nie mogą, tłuste brzuchy, wielkie gęby, puste łby”, pomstowała. Z kieszeni Dzikiej Baśki zawsze wystawały foliowe worki, sucha karma sypała się za nią jak kozie bobki, znacząc trajektorię jej codziennych lotów. Zaczepiła mnie pierwsza. „Zmatkobożona, upocona!” - rzuciła za mną i roześmiała się chrapliwie. Miała małe, spiczaste ząbki. Od tego czasu zatrzymywałam się, a raczej przystawałam i podskakiwałam w miejscu, żeby z nią porozmawiać czy pomóc otworzyć jakieś piwnicze okno. Podziwiałam uprzejmie wygrzebane ze śmieci znaleziska, które pokazywała mi z duma, i dyplomatycznie odmawiałam przyjęcia daru w postaci napoczętej puszki drobiowego pasztetu albo herbatnika. Dzika Baśka zawsze miała na głowie wielką włóczkową czapę opadającą na oczy i ta czapa wypchana gazetami uratowała jej życie, bo złagodziła cios zadany przez kotojadów kijem bejsbolowym. Banda wyrostków spod trzepaka pobiła Dziką Baśkę tak, że na tydzień trafiła do szpitala, tylko dlatego że chciała im odebrać maltretowanego kocura. Żaden chłopak nie został pociągnięty do odpowiedzialności. „Zło odradza się jak karaluchy, za jednego zabitego przychodzi sześć”, mówiła Baśka, gdy pytałam ją, dlaczego nie chce składać skargi, i nie wiem, co znaczyła jej odpowiedź, ale tak właśnie rozmawia się z Dziką Baśką...

Kącik Czarownicy: Magia Świec

Magiczne działanie świec. Jaki kolor odpowiada jakiej intencji? Menu Produkty Wróć Kamienie naturalne i szlachetne Wróć Kamienie szlifowane ...