Bardzo mi miło, że zawitałeś do mojego
świata. Mam do ciebie tylko jedną prośbę, wyjdź jeśli wygląd
bloga ci się nie podoba. Tą zasadę możesz stosować do
wszystkiego. Taka mała rada dla hejterów. Ale dość mojego
popierdywania, przejdźmy do meritum.
Dziś
na tapetę wezmę powieść autorstwa Jessie Burton pt.
Miniaturzystka.
Przepych
i bieda. Miłość, zazdrość, pożądanie. Sekrety, półsłówka,
milczenie, wieloznaczności. To pierwsze słowa-klucze, skojarzenia,
jakie przychodzą czytelnikowi na myśl już chwilę po
lekturze Miniaturzystki.
Powieść Jessie Burton to magiczna, a jednocześnie boleśnie
realistyczna opowieść o pragnieniach, marzeniach, rozczarowaniach i
porażkach. To nie bohaterowie, ale życie i walka o każdą jego
cząstkę w każdym wymiarze, barwie i odcieniu odgrywa główną
rolę w nieco smutnej, ale wielogłosowej melodii Miniaturzystki.
Petronella
Oortman - czy raczej należałoby stwierdzić: Nella Brandt -
przyjeżdża do Amsterdamu, do domu swojego świeżo poślubionego
męża, Johannesa. Dziewczyna jest młoda, niebrzydka i niezwykle
ciekawa tego, jak odtąd będzie wyglądało jej nowe, pełne nadziei
życie. Gdy otwierają się drzwi jej nowego domu, a w ponurym i
mrocznym wnętrzu dziewczyna zauważa tylko równie ponurą
szwagierkę i tajemniczych służących, pewność siebie uchodzi z
niej jak powietrze z balonu. Małżeńskie życie Nelli w niczym nie
przypomina tego, jakie dziewczyna obserwowała u swoich rodziców.
Johannes jest uprzejmy, ale wycofany i nie poświęca żonie zbyt
wiele czasu, zasłaniając się interesami i obowiązkami szanowanego
kupca. Zamiast miłości i uwagi dziewczyna otrzymuje od męża
kredens, którego wnętrze kryje miniaturowe pokoiki. Replika jej
nowego domu jest jednak zupełnie pusta, nie licząc posadzek i
tapet. Nella postanawia skontaktować się z
rzemieślnikiem-miniaturzystą, by rozpocząć meblowanie kredensu.
Współpraca, jaką nawiązują, przechodzi jej najśmielsze
oczekiwania, a konsekwencje dziwnego kontraktu odkrywają przed
dziewczyną przerażające tajemnice jej nowej rodziny.
Jessie
Burton umiejętnie przeniosła, przedstawiła i zwizualizowała
emocje i uczucia bohaterów w postaci otaczającej ich przestrzeni.
Panująca w powieści chłodna atmosfera między bohaterami jest nie
tylko eterycznym wrażeniem, ale zaglądając na ulice Amsterdamu,
czytelnik niemal namacalnie czuje na ramionach przenikliwy wiatr
zapowiadający rychłą zimę. W powieści wiele jest zresztą aluzji
i rzadko tylko narrator mówi czytelnikowi coś wprost. Nella
przybyła do Amsterdamu jesienią z nadziejami na zupełnie nowe
życie. Niestety, październik okazał się zwiastunem końca - i to
nie tylko końca roku. Z nadejściem stycznia okazuje się jednak, że
dla bohaterów Miniaturzystki pojawia
się nowa szansa, dostają od losu nowy początek i nowe możliwości,
których nie mogą kolejny raz zmarnować.
Najważniejszą
jednak metaforą w książce jest domek dla lalek, jego wyposażenie
i zamieszkujące go miniaturowe postaci Nelli, Johannesa, jego
siostry Marin i służących: Toota i Cornelii. Ta pozornie tylko
misterna i niezwykle droga zabawka służyć ma ukazaniu prawdziwego
oblicza Brandtów i ludzi z ich najbliższego otoczenia. Jednak nie
wszystko podane zostaje Nelli wprost. Domek jest tylko początkiem.
Zaproszeniem do snucia własnej, oryginalnej opowieści, jaką jest
życie każdego człowieka.
Atmosfera
powieści gęstnieje już od pierwszych stron książki. Czytelnik ma
wrażenie, że katastrofa wisi w powietrzu – tak krucha wydaje się
rzeczywistość i porządek panujące w domu Brandtów. Zagłębiając
się w lekturę, z każdą stroną wydaje się, że powieść otula
czytelnika ciemnymi, nieprzeniknionymi barwami. Ponure wnętrza
zimnych domów, opary zalegające ulice Amsterdamu od nabrzeża aż
do serca miasta, mroczne zaułki, podziemia, więzienia. Czytelnik
niemal namacalnie odczuwa nieprzyjazną atmosferę późnojesiennego
Amsterdamu, a równocześnie ma też wrażenie, jakby na każdym
kroku towarzyszył bohaterom w ich obowiązkach, sprawunkach,
tajemnicach.
Doskonale
zarysowała autorka społeczność siedemnastowiecznego Amsterdamu.
Jego członkowie jawią się jak żywe postaci rodem z przydymionych
i delikatnie tylko w małych punktach oświetlonych obrazów
Rembrandta czy ze scen rodzajowych i portretów Vermeera. Widzimy
bogatych kupców i ich piękne żony. Słyszymy sprzedawców ryb,
czujemy zapach świeżego ciasta i świątecznych pierników.
Przekrój społeczeństwa zaprezentowany w Miniaturzystce, jest
niezwykle drobiazgowy i szczery. Jak na dłoni widzimy dobre cechy i
wady bohaterów, ich pragnienia, żądze, rozczarowania. Szybko też
zdajemy sobie sprawę z tego, że jak każda społeczność, tak i
mieszkańcy Amsterdamu pragną tylko dwóch rzeczy: chleba i igrzysk.
Bardzo
trudno będzie czytelnikowi szczerze polubić bohaterów. Od początku
bowiem wiemy, że postaci nie są z nami szczere – niezależnie od
tego, czy robią to świadomie, czy też nie. Gęsta siatka sekretów
jak gruby mur oddziela czytelnika od bohaterów. Jednak to właśnie
dzięki temu można zdystansować się, spojrzeć na nich z boku i
odkryć (często wcześniej niż oni sami) ich tajemnice. Nie oznacza
to jednak, że bohaterom brak osobowości. Przeciwnie. Postaci
zarysowane są z ogromną dbałością o szczegóły, ich zachowanie
czy podejmowane decyzje są naturalne, przez co powieść dodatkowo
zyskuje na wiarygodności. Tytułowa miniaturzystka to kobieta
nieuchwytna, wręcz chciałoby się powiedzieć: niewidzialna.
Właściwie nic nie mówi, a z Nellą kontaktuje się tylko za sprawą
zdawkowych liścików. Miniaturzystka
jawi się czytelnikowi jako uosobienie przewrotnego losu. Jako jego
głos, komentarz zawieszony gdzieś w przestrzeni, który tylko
czeka, by go usłyszeć.
Miniaturzystka z
pewnością porwie czytelnika przemyślanym stylem narracji i
oryginalnym, barwnym językiem. W powieści wszystko niemal jest
wieloznaczne, bohaterowie popadają w skrajności, a czytelnik może
odnieść wrażenie, że znalazł się w koszmarnej tragifarsie, że
to, czego jest świadkiem, musi być potwornym snem. Zbudowana na
zasadzie szczegółowych opisów i niezwykle przemyślanych dialogów
powieść Jessie Burton zachwyca od samego początku, od progu domu
Johannesa.
Miniaturzystkę odczytywać
można na wiele sposobów. Może być to niezwykle interesujący i
wierny portret siedemnastowiecznego Amsterdamu i jego mieszkańców.
Może być to sensacyjna i zaskakująca powieść, pełna sekretów i
niedomówień. Może to być - wreszcie - opowieść o kruchości
życia, nieuchronnym jego przemijaniu i budowaniu własnej,
niepowtarzalnej historii.
Czy
w waszym życiu istnieje magia? Czy zdarzają się wam sytuacje
trudne do wyjaśnienia w sposób logiczny? Takie, o których los was
wcześniej poinformował lub choćby zasugerował? Może po prostu
trzeba w nie uwierzyć, a wtedy będą łatwiejsze do dostrzeżenia.
Bo świat, w którym nie mają zastosowania prawa fizyczne, istnieje
nie tylko w książkach. Naprawdę.
Początkowo
treść była w odbiorze nierówna, zgrzytająca, bowiem wspaniale
napisane fragmenty przeplecione były płytkimi zdaniami. Na
szczęście z biegiem stron wygrywał talent autorki i jej piękny
styl. Miniaturzystka należy
do grupy książek magiczno-tajemniczych, mających specyficzny
nieuchwytny, niepokojący i tym samym intrygujący klimat. Na mojej
półce książka będzie miała miejsce obok Dziewczyny
w błękitnej sukience i Trzynastej
opowieści.
Polecam!
Do następnego razu. Miłej lektury. Bye