niedziela, 5 lipca 2020

Dlaczego nie chcę mieć dzieci?

Nie urodzę syna, nie posadzę drzewa, nie zbuduję domu, nie, przepraszam mamo


Ostatnio koleżanka mamy z pracy została babcią, a kuzynka (córka stryja) spodziewa się dziecka i na dniach będzie rodzić.  I dzisiaj podczas naszego niedzielnego babskiego dnia , kiedy siedziałyśmy na tarasie i rozmawiałyśmy, ona zaczęła delikatnie schodzić na temat rodzicielstwa.

Cwana bestia badała grunt, bo sama też chciałaby zostać babcią w najbliższej przyszłości. A ja jako wyrodna córka pozwoliłam jej na wywód o zaletach macierzyństwa i o tym, że będę zawsze miała jej wsparcie w wychowaniu pociech, aby na końcu zburzyć jej wszystkie marzenia zdaniem: Ale żeby nie było wątpliwości, nie będę mieć żadnych dzieci". Moje teoretyczne dziecko miałoby dwie matki, na co Polska nie jest gotowa, i potrzebuje dużo czasu, aby pozbyć się strachu i uprzedzeń do osób LGBT, małżeństw partnerskich i adopcji/posiadania dzieci przez pary nieheteronormatywnych. Ale to nie jest jedyny powód, dlaczego nie chcę mieć dziecka. 
Mama próbowała przyswoić sobie tą wiadomość. I kolejny cios: "Coraz bardziej ostatnio współczuję sobie i chłopakom, że zafundowaliście nam życie w takich czasach".
I broń boże nie chodziło mi o życie w naszej rodzinie, choć odbiega od ideału, to mam dobre relacje z rodzicami i braćmi, nie jesteśmy dysfunkcyjni. Chodziło mi o życie na naszej planecie. A raczej dokładnie to, co człowiek zrobił z tą planetą na przestrzeni ostatnich 200 lat. Planetą,  którą zostawiliśmy w opłakanym stanie do życia rodzących się teraz nowym pokoleniom ludzi.
Wielu moich znajomych, przyjaciół w wieku 20-25+ deklarują tak jak ja, że swiadomie nie będą mieć dzieci. Nie jest to nowe zjawisko, bo zawsze w społeczeństwie zdarzały się osoby/ pary, które nie chciały mieć dzieci. I to nie chodzi o to, że nie lubię dzieci, bo je uwielbiam. Po prostu nie chcę  mieć swoich, bo uważam że nasza planeta jest zbyt zaludniona. I też sama na razie ne odczuwam u siebie instynktu macierzyńskiego. 
Oczywiście, nie wykluczam takiej możliwości, że kiedyś to poczuję. Ale wychodzę też z takiego założenia, że jest tyle dzieciaków w domach dziecka i.ośrodkach opiekuńczych, rocznie rodzi się tyle maleństw, które oddawane są do adopcji, że wolę przysposobić takiego szkraba i dać mu miłość i bezpieczeństwo, na które zasługuje, niż wydawać na świat nowego człowieka. Biologia nie sprawi, że byłabym lepszą lub gorszą mamą.
Powód, dla którego nie chcę urodzić dziecka, jest zgoła inny i dużo bardziej poważny, niż moje cholerne wydzimisie. To katastrofa klimatyczna. Nie oszukujmy się - to my, ludzkość - zniszczyliśmy Ziemię i za trzydzieści lat, maksymalnie czterdzieści, nastąpi koniec świata. A nawet jeżeli nie, to co to będzie za życie?! Życie, w którym będziemy bić się o szklankę wody i kromkę chleba, bo przez susze i powodzie zabraknie jedzenia i wody pitnej, w ktorym będą toczone wojny miedzy uchodźcami klimatycznymi, w którym nie będzie już ani jednego skrawka Ziemi bez plastiku i odpadów elekronicznych, w którym będziemy oddychać tylko smogiem. Nie chcę takiego życia ani dla siebie ani dla mojego przyszłego domniemanego dziecka.
Osobiście, zastanawiam się, po co mi te studia. No ale trudno, skończę je, może uda mi się coś dobrego po sobie zostawić... Ale wątpię, niestety. Tak naprawdę daję sobie jeszcze z 10 lat, a potem założę ruch społeczny, który będzie nawoływał ludzi do tego, aby żyli chwilą, żeby robili wszystko to, czego baliby się zrobić w strachu przed przyszłością. Bo moje pokolenie lat 90 i późniejszych, my wszyscy nie mamy przyszłości.
I po tym moim wywodzie najgorsze było to, że mama próbowała być optymistką i w ogólenie, ale czułam jej ból, bo tak naprawdę w pełni szczerze nie mogła powiedzieć mi, że wszystko będzie dobrze, żebym się nie martwiła, że ludzkość znajdzie jakieś rozwiązanie, aby powstrzymać katastrofę klimatyczną i nasza cywilizacja będzie nieskończona, że to jest niemożliwe, że będzie za kilkadziesiąt lat koniec. I po obu szalach jest jest mama, z tą swoją trochę naiwną wiarą w przyszłość i jestem ja i moje pokolenie, o nihilistycznych poglądach i realnym strachu końca cywilizacji, jaką znamy. 


Dużo osób może nie zrozumieć mojego punktu widzenia. Ale co jeśli tym razem naprawdę to się sprawdzi? Co jeśli prognoza raportu IPCC, która mówi,  że mamy max 12 lat, aby powstrzymać katastrofę klimatyczną, sprawdzi się? Bo niestety, termin "ocieplenie klimatyczne" staje się eufenizmem, bo już nie chodzi o cykliczne ocieplanie się lub chłodzenie ziemi, a przegrzanie się ziemi i nadmierna eksploatacja jej oraz dramatyczne przeludnienie. 
A sory bardzo, ale argument typu: "Musisz mieć dziecko, bo na starość nie będzie miał kto ci podać szklanki wody" jest dla mnie o kant stołu potłuc, jeśli za trzydzieści lat nie będzie w ogóle wody pitnej na ziemi. Amen


______******______

Polecjanka:

  • artykuł w PISMO nr.8 sierpień 2019 Springer: Zmiana klimatu już tu jest;
  • kanał popularno-naukowy na YT Kasia Gandor, a szczegolnie jej filmy przy współpracy z UNFOLD;
  • David Wallace-Wells The Uninhabitable Earth

______******______



Do następnego. Buziaki. Bye. Do zobaczenia w lepszych czasach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kącik Czarownicy: Magia Świec

Magiczne działanie świec. Jaki kolor odpowiada jakiej intencji? Menu Produkty Wróć Kamienie naturalne i szlachetne Wróć Kamienie szlifowane ...