Tak ogólnie rzez biorąc pod wieloma aspektami (jak nie wszystkimi) rok 2020 był po prostu KOSZMARNY!
2020 był jak jeden z tych absurdalnych, ciągnących się w nieskończoność złych snów, z których ciężko się wybudzić i co chwila boisz się, co jeszcze gorszego może się odpierdolić. Ale już się kończy, i wielu (w tym ja) chcą o nim jak najszybciej zapomnieć.
Ale... ma małego plusa jeśli chodzi o seriale. I mimo, że przed pandemię, lockdown i kwarantanny wiele seriali miało opóźnione premiery, wstrzymano plany zdjeciowe a nawet wiele seriali poszło pod młotek i musiało zostać skasowanych z platform [co było, nie ukrywam, cholernie frustrujące], to z drugiej strony okazało się, że to branża serialowa na tle innych branż, które w tym roku dostały nieźle po dupsku, nie wypadła tak źle.
Z braku wielkich premier nowych sezonów kultowych seriali, rok 2020 obfitował w fantastyczne miniseriale, dokumenty i mega rozwój platform vod. Co prawda, Disney+ do Polski wciąż nie wszedł i Mandalorianina trzeba było piracić na potęgę, aby zobaczyć losy baby yody. Ale z kolei Netflix jeszcze bardziej się rozwinął i właśnie 3/4 seriali i filmów, które w tym roku pochłonęłam, było właśnie na Netflixie.
Przejdę może jednak do sedna, bo odbijam za daleko od brzegu i rozpisuję się niepotrzebnie.
10. UNORTHODOX
Wspomniałam już, że 2020 stał miniserialami i zacznę moją topkę od bardzo kameralnej, krótkiej, czteroodcinkowej producji. Jednak niezwykle wciągającej i poruszającej. Już dawno nie czułam takiego niedosytu po obejrzeniu serialu/filmu jak w tym przypadku. To opowieść o Esther, młodej kobiecie, która dusi się w swojej ultrakonserwatywnej chasydzkiej żydowskiej społeczności w Nowym Jorku i w akcie desperacji decyduje się na ucieczkę do Europy. W pościg za Esty udaje się jej mąż Yakov i jego kuzyn Moishe. Fabuła serialu oparta jest na powieści biograficznej Debory Feldman Unorthodox. Jak porzucić świat otrodoksyjnych Żydów. To niszowa, ale niezwykle piękna historia o trudnym zderzeniu się dwóch światów: tradycjonalistycznej mniejszości chasydzkiej z mniej lub bardziej nowoczesnym, liberalnym podejściem Nowojorczyków i Europejczyków, o poszukiwaniu wolności i samego siebie oraz trudnej walce z kulturowymi ograniczeniami.
9. The Umbrella Academy, sezon 2
Jeszcze dwa , trzy lata temu była na Netflixie moda na seriale superbohaterskie typu Jesicci Jones czy Punishera, których w pewnym momencie mieliśmy tak dużo, że aż nam się przejadły i przestaliśmy je oglądać. A ja skrycie czekałam na drugi sezon TUA. Bo adaptacja komiksu Gerarda Waya i Gabriela Báa to serial, który z jednej strony czerpie mocno z tradycji superhero a z drugiej twórczo ją modyfikuje. Druga odsłona opowieści o obdarzonej supermocami, ekscentrycznej zbieraninie jest jeszcze bardziej odjechana w kosmos w swojej surrealistyczniści i jest zabawniejsza niż pierwsza. Na dodatek nakręcono ją z większą pompą i dotyka jeszcze trudniejszych, psychologicznych tematów natury egzystencjalnej.
8.The Boys, sezon 2
A skoro jestem już w temacie antybohaterskim, to na mojej topce nie mogło zabraknąć drugiego sezonu serialu post superhero od Amazonu. Pierwszy sezon tej obrazobojczej historii o grupie obdarzonej supermocami mścicieli robiącej porządek ze skorumpowanymi, nadużywającymi swoich mocy herosami szumowinami był naprawdę picuś glancuś. A drugi sezon był jeszcze mocniejszy, jeszcze bardziej wulgarny i bezkompromisowy, jeszcze bardziej pojechany po bandzie w pozytywny sposób zarył mi mózg.
7. Kraina Lovecrafta, sezon 1
Doceniam jak twórcy połączyli ze sobą zróżnicowane wątki i to nie razi, potrafi zaskoczyć i jest dość oryginalny. Po pierwsze mamy tu duży wątek rasizmu i segregacji rasowej. Bohaterowie przemierzają dawne Stany Zjednoczone i na swojej drodze muszą się zmierzyć z wieloma przejawami uprzedzeń, nietolerancji, wrogości i agresywności wobec czarnoskórych. Z drugiej strony mamy bardzo wyśrubowane motywy magiczne. W wielu scenach Harry Potter mógłby czyscić buty bohaterom a nastepnie rzewnie się rozpłakać i schować do swojej komórki pod schodami. Abstracja goni abstrakcję, poziom odpału jest tu graniczny. Miejscami ocierałam się o mocny cringe i wtf, ale to działa. Nawet mocno działa. Dzięki temu, że wątki są dobrze napisane, wplecione ze sobą i od poczatku do końca dobrze zagrane, nie ma logicznych dziur, serial jest nieoczywisty i umie trzymać w napięciu do końca.
6.Wielka, sezon 1
Serial o Katarzynie Wielkiej bez pompy i nadęcia, który jest bardziej luźną adaptacją, pastiszem, ostrą kostiumowo feministyczną opowieścią mającą tyle samo wspólnego z historią Rosji co serial Alo,Alo z historią II wojny światowej, co działa niewątpliwie na jego korzyść. Satyryczny, mocny, absurdalny humor i wyraziste postawie, które brylują dzięki niezwykłej grze Elle Fanning i Nicholasa Houlta totalnie mnie kupiły i rozłożyły na łopatki. Serial jest niezwykle zabawny i przyjemnie się go ogląda, dostarcza sporo przerysowanego, specyficznego humoru. Ostatni odcinek trochę traci na sile, ale ogólnie już dawno się tak nie ubawiłam.
5. Sex Education, sezon 2
Jeżeli chodzi o ten serial, to jestem bardzo zaskoczona tak bardzo równym poziomem nowych odcinków w zestawieniu z pierwszym sezonem. Bo często tak niestety jest, że twórcy, idąc za falą popularności 1 sezonu, 2 sezon chcą zrobić z wiekszym pierdolnięciem, ale często wychodzi napompowana, przehajpowana, cienka jak zupa na gwoździu mizernota, taki średniak, meh. Sex Education akurat doskonale trzyma równy poziom, a dzisiaj seriali, które wywoływałyby równie duży entuzjazm, jak ta niepozorna opowieść o dość pokracznym dojrzewaniu i ponoszeniu wszelkich tego konsekwencji. To young adult z dydaktyczną misją oswajania seksu, seksualności, orientacji i pragnieniach oraz fetyszach u licealistów. Co ściąga z barków rodziców tematy, które wciąż mogą zawstydzać i krępować, a przecież dotyczy nas wszystkich i w XXI wieku nie powinien to być temat tabu. No i przede wszystkim to po prostu historia o zajebistych, intrygujących, wielowartwowych ludziach, nakręcona w fajny, zabawny, sarkastyczny sposób.
4. Bojack Horseman, sezon 6.2
To co odpieprzyło się z tym serialem jest kurewsko przykre i niesprawiedliwe. Raphael Bob-Waksberg na koniec zrezygnował z szalonych historii i nadmiernych eksperymentów formalnych oraz kontrowersji i napisał finał dojrzały, wymarzony, zachowawczy i bezpieczny. Nie wszystkim się to spodobało, bo nie do takiego Bojacka Bob-Waksberg nas przez te wszystkie lata przyzwyczajał. Ale dla mnie finał Bojacka był chyba najbardziej satysfakcjonujący, który po tych wszystkich latach mógł nastąpić. Bo Bojack Horseman to nie jest romans niczym z bajek Disneya, a mądrą słodko-gorzką, sarkastyczną historią o dojrzewaniu, nauce brania odpowiedzialności za swoje czyny i przepracowywaniu traumy.
3. The Crown, sezon 4
Stworzony przez Petera Morgana serial opowiada o brytyjskiej rodzinie królewskiej od początku panowania Elżbiety II. Każdy kolejny sezon przybliza5 nas do współczesności, budząc w ludziach coraz wiecej emocji. W trzech wcześniejszych sezonach Morgan prowadził nas za rękę po losach brytyjskiej monarchii, uczył nas ich etykiety, obyczajów i zależności między bohaterami. Starał się być w tym neutralny i obiektywny, nie wyrażał swojego zdania, po prostu pokazywał nam historię Elżbiety II i jej rodziny a my bezrefleksyjnie w tym trwaliśmy. Aż w końcu nadszedł sezon 4 i lata 80' a co za tym idzie, pojawiły się dwie nowe postacie i związane z nimi dwa micne wątki, na których opierał się sezon 4; rządy Żelaznej Damy Margaret Thatcher i tragiczne, burzliwe małżeństwo Karola i Diany Spencer. I Morgan musiał przestać być zachowawczy, i jasno określić po czyjej stronie tego konfliktu interesow5 stoi. Zawrzało i to mocno, do tego stopnia, że rodzina królewska zażądała od Netflixa po raz pierwszy specjalnego komunikatu przed odcinkami, że serial nie jest prawdą a jedynie interpretacją prawdziwych zdarzeń, fikcją opartą na historycznych wydarzeniach.
2. Dark, sezon 3
Gdybym miała wymienić najjaśniejsze punkty roku 2020 to po pierwsze cholernie długo bym myślała, a po drugie powiedziałabym że drugi sezon Dark, ponieważ był to sezon, który spełnił wszystkie moje oczekiwania co do niego. A nakręcenie tego sezonu i wypuszczenie go slizgiem pod koniec czerwca, kiedy zaostrzenia pandemiczne trochę złagodniały, były karkołomnym, niewiarygodnym wyczynem. A skurczybykom się udało i mimo presji czasu sezon wyszedł po prostu cud miód i orzeszki. Udało im się to na tyle dobrze zpiąć, aby zakończenie było cudowną, satysfakcjonującą, orgazmiczną, ośmioodcinkową klamrą dla wątków, które Jantje Friese i Baran bo Odar tak licznie pootwierali w dwóch pierwszych częściach. Trudno mi było otrząsnąć się z lekkiego podziwu, bo nic, co zobaczyłam do tej pory w Dark, nie było dziełem przypadku. Scenariusz to jednak nie wszystko czym ten serial stoi. Znakomitą robotę wykonali również spece od castingu; nie ma tu chyba żadnej słabo obsadzonej roli, wszyscy autorzy niemalże brylują na ekranie; oraz ekipa operatorska. Kręcić nosem można tylko miejscami na wymuszone skomplikowanie, nagromadzenie przewrotek i niekiedy zupełnie zbędne fikołki. Końcówka duży wyjaśnia, ale nie wszystko. Niektóre wątki wytłumaczono "oceanem naszej niewiedzy". Ale mi to w zupełności wystarczało, bo czy musimy poznać absolutnie całą prawdę?
1. Gambit Królowej
To niezwykły miniserial o szachach, w ktorych szachy nie grają pierwszych skrzypiec. Scott Frank doskonale równoważy ciężar serialu, skupiając się przede wszystkim na problemach egzysrecjalnych bohaterki, gdzie szachy są dla niej jedynie narzędziem do obranego celu. To historia na bazie powieści Woltera Tevisa, ktora przenosi nas do Ameryki lat 60' w samym środku zimnej wojny. Poznajemy sietotę Beth Harmon [w tej roli zjawiskowa Anya Taylor-Joy i jej hipnotyzujące, wielkie, budzące niepokój oczy], która walczy ze swoimi trzema obsesjami - obsesyjną, paniczną chęcią kontroli, brakiem umiejętności przegrywania, ponoszenia porażek oraz skłonnościami do popdania w nałogi. Beth non stop walczy ze stereotypem kobiety jako matki i gospodyni i udowadnia na każdym kroku męskiemu, szowinistycznemu światkowi szachowemu swój talent, kunszt i inteligencję. Ucieka w świat alkoholu i psychotropów nie umiejąc poradzić sobie z traumą trudnego dzieciństwa z matką, mająca depresję i ojcem, który je zostawił i zaczął układać sobie życie z nową kobietą, matka ostatecznie popełnia samobójstwo i mała Bethy trawia do sierocińca, co jest punktem zapalnym całej historii. W efekcie dostajemy nieoczywistą fuzję Pięknego umysłu i Rocky'ego; wgląd do głowy geniuszki napisany według prawideł kina sportowego, trzymającą w napięciu łamigłówkę rozwiązaną na skraju fotela. Dzięki woźnemu Shaibelowi przypadkowo odkrywa królewską grę i dzięki wsparciu matki zastępczej, pani Wheatley, rozpoczyna wspinaczkę po kolejnych szczeblach sportowej kariery, pojawiają się również ekscentryczni szachowi przeciwnicy, których Beth owija wokół palca i przeciąga na swoją stronę. Jeżeli droga na szachowy Olimp jest stroma, to podróż od genialności do szaleństwa przypomina równię pochyłą nad przepaścią, w którą Beth coraz bardziej wpada. To cudowny pomnik kobiecej siły, inteligencji i wytrwałości, jakże ważny i pokrzepiajacy serca w kontekście ostatnich protestów, które miały miejsce w kraju. I mimo, że historia nie była momentami idealna, to koniec końców właśnie ów szanowny kontekst fair play w wydaniu ekscentrycznych mózgowych czempionów sprswia, że nawet najbłahszy, pokrzepiający wydźwięk całości nie skreśla satysfacji z oglądania. Rzadko kiedy szacunek do inteligencji widza i sportowe widowisko idą za rękę tak zgodnie.
A z faktu, że to mój ostatni post w tym dziwnym, popierdolonym roku, miejmy już ten 2020 za sobą, niech zniknie w pizdu, a 2021 niech będzie o niebo lepszy, albo chociąż nie gorszy. Badź szczęśliwy i zdrowy. Nie trać z oczu ważnych dka siebie osób, żyj tu i teraz.
Buziaki
Widzimy się w lepszych czasach.
Bye
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz