Hej, kochana. My, kobiety, mamy coś takiego, że czujemy misję.Do zbawiania świata. Wydaje się nam, że bez nas to wszystko pieprznie z hukiem, dlatego zawsze zgadzamy się, by pomóc ten świat ratować. I dlatego robimy dodatkową pracę dla znajomego za darmo, skaczemy wokół naszych partnerów nawet wtedy,kiedy wcale tego od nas nie wymagają, a dla własnego pupila jesteśmy milsze, niż dla siebie. A potem nagle patrzymy w lustro i jesteśmy zdziwione, dlaczego ciągle chodzimy takie wkurzone, zgorzkniałe i niewidzące świata.
A odpowiedź jest prosta: bo zamiast się skupić na sobie chociaż przez chwilę, robimy wszystko, żeby zadowolić cały świat.
Miałam (i czasami nadal mam) problem z asertywnością. Jak większość kobiet. To chyba wpisane jest w naszą genetykę; to całe zamartwianie się i chęć zmienienia całego świata na lepsze. Głupio mi powiedzieć, że mi nie pasuje, albo nie chcę, więc czasami zgadzam się na coś, chociaż wcale nie jest mi to po drodze. Często w odruchu bycia miłą zagarniam też dodatkowe obowiązki, a potem pluję sobie w brodę od natłoku zajęć. Nie muszę chyba wspominać o tym przeklętym uczuciu, że jestem odpowiedzialna za cały świat. Wiesz, kiedy ktoś powie: "jestem głodny", a ja już biegnę na skręcenie karku do kuchni.
Zadowolenie ludzi level master. Pytanie tylko, czy ktoś równie szybko i starannie zaspokaja moje potrzeby? No właśnie...
Czasami zgadzałam się na dodatkową poprawkę w pracy, bo było mi głupio powiedzieć, że za to trzeba już dopłacić. Rozumiesz? Ja zrozumiałam to zbyt późno. Głupio mi było przyznać, że za moją pracę i włożone w nią serce należy mi się wynagrodzenie. Nawet takim frywolnym "dziękuję". Tak samo, jak głupio mi było odmówić znajomym zrobienia jakiejś rzeczy. Zawsze było: dobrze, nie ma problemu, będzie na jutro.
Tyle, że problem przecież był.
Ciągle zgadzamy się na coś, bo boimy się reakcji. Tego, co ludzie powiedzą. Że znajoma się obrazi. Że klient sobie pójdzie. Że szef będzie miał wąty. Że partner pomyśli, że kiepska z nas kobieta. Albo, nie daj Boże, że ktoś powie, że niezła z nas egoistka. Dlatego mimo tego, że mamy taką samą dobę jak inni, ciągle staramy się ją rozciągnąć, by zadowolić wszystkich na około.
Zapominając o sobie. Możesz powiedzieć, że właśnie tego wymaga od ciebie społeczeństwo jako od kobiety XXI wieku. Ale czy Ty tego również chcesz? This is the question.
I potem się kończy, spyrka jak bańka mydlana: płacz (bo nie dajemy sobie rady), gadanie pod nosem i zamienienie się w Największą Zrzędę Stulecia. To jak błędne koło; zwalamy sobie na barki tyle, aby wszystkich zadowolić, a potem i tak koleżanka się gniewa, szef nas zwalnia a partner odchodzi, bo się zmieniłyśmy, bo nie jesteśmy już pełne energii, pasji i optymizmu. I to wszystko przez co? Przez nasz chory idealizm i brak asertywności? Serio?!
W jakim celu to wszystko? Jeżeli znajoma obrazi się, bo nie masz ochoty gdzieś wyjść, bo jutro masz jakieś ważne wydarzenie i musisz być wypoczęta - to nie jest dobrą znajomą. Jeśli twój partner mówi, że jest głodny, to wcale nie znaczy, że macie rzucać wszystko i lecieć na łeb na szyję do kuchni i smażyć schabowe, bo jeszcze sobie pójdzie do jakiejś cycatej blondynki. Nie pójdzie, zrobi sobie sam. A jak nie potrafi, to zamówi pizzę lub chińczyka, lub kebaba. Da sobie radę, ma przecież dwie ręce i dwie nogi. Nawet, jeśli w waszym związku to ty odpowiadasz za jedzenie, ziemia się nie rozstąpi pod tobą, jak jednego dnia tego głupiego obiadu nie będzie. Rany boskie, przecież to tylko obiad, nie?
Jeżeli ktoś oczekuje od ciebie pracy, w którą włożysz całą siebie, to nie bój się powiedzieć, że ta praca kosztuje i ile to wynosi. Jeżeli to znajomy znajomego, to ma dokładnie taki sam obowiązek zapłacić, jak osoba obca. Dlaczego? Bo tobie nie robi różnicy, czy robisz coś dla kolegi ojca, czy dla nieznajomego pracodawcy, wkładasz w to tyle samo energii i entuzjazmu, i dlatego nie powinieneś się wstydzić głośno o tym powiedzieć. Jeżeli znajomy oczekuje co chwilę, że będziesz go zawsze wspierał, słuchał jego żali i pomagał, bo "tobie to zajmie tylko chwilkę", "ty jesteś taka pomocna i wyrozumiała", "ty się na tym lepiej znasz", "ty masz do tego lepszy dryg", ale nie masz nic w zamian to... sorry. Ty nie jesteś ani pomocą charytatywną, ani Gandhi, ani Matka Teresa. I aby wszyscy mnie dobrze zrozumieli, nie zawsze chodzi o pieniądze, ale często pomoc za pomoc, wsparcie za wsparcie, wyżalenie się za wyżalenie.
Powiesz, że nie wypada? Że to niegrzeczne? Że ktoś sobie coś pomyśli? To niech tak będzie. Bo pomyśl chwilę, czy uczciwe i grzeczne jest wykorzystywanie ciebie na każdym kroku? Nie znam nikogo, kto umarł od tego, że ktoś inny sobie coś o nim pomyślał. Bo ludzie zawsze będą myśleć. I tego nie zmienisz. O tym mówiłam już wcześniej.
Znam za to mnóstwo osób, które ciągle mają za dużo rzeczy na głowie, bo nie potrafią raz się przełamać i powiedzieć "nie".
Ty nie jesteś od tego, aby zadowalać innych. Ja też nie. A odmawianie nie jest ani niemiłe, ani niegrzeczne. Jest NORMALNE. Nie musisz mieć na coś ochoty, nie musisz mieć na wszystko czasu, a już na pewno nie musisz spełniać czyichś chorych oczekiwań i zachcianek tylko dlatego, że tak wypada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz