czwartek, 25 sierpnia 2016

Krytycznym okiem na... "Zagubieni wśród hiacyntów" Jhumpy Lahiri

 Muszę się przyznać, że kupiłam tę książkę ze względu na to, że mama, ciotki i babcia tak się tą historią zachwycały. Byłam ciekawa, co takiego ma ta powieść w sobie, że tak zauroczyła moich bliskich. Miałam pewne opory, bo ja tak nie lubię romansideł i melodramatów. Zrobiłam mały resaerch w internecie i w ostateczności skusiły mnie pozytywne opinie krytyków. Niestety, w natłoku różnych spraw, książka czekała na mnie na półce ponad rok. No cóż, nadszedł ten wyczekiwany moment, kiedy przyszło mi się z nią zmierzyć.

Jest to historia nieszczęśliwej miłości, ale z cieniem optymizmu na zakończenie. Bardzo ... osobliwa historia życia dwóch braci i ich bliskich. Pokazująca, jak nasze osobiste wybory, decyzje determinują życie naszych bliskich. Mamy dwóch lustrzanych braci: zbuntowanego rebelianta i opanowanego naukowca emigranta: w czasie powstania maoistycznego w Kalkucie. Każdy z nich poszukuje wolności, każdy ma na nią swój własny pomysł.
W moim odczuciu, najciekawszą z postaci jest Gauri - kocha pierwszego z braci, a żyje z drugim. I radzi sobie z traumą utraty ukochanego, wydawać by się można, bardzo egoistyczny sposób; ratując siebie, opuszcza najbliższych. W ogóle, już w dzieciństwie miałam tendencję do darzenia sympatią czarnych, złych, pechowych, niezrozumiałych przez innych bohaterów. Ale o tym może kiedy indziej. Teraz skupmy się na moich wrażeniach w trakcie i po przeczytaniu książki. 

A jeśli mowa o tym, to mam mieszane odczucia. Ambiwalentne. Z jednej strony historia opowiedziana w Zgubionych wśród hiacyntów wydawała mi się raczej bez charakteru, pospolita, przeciętna, z małym potencjałem, rozmyta w czasie. Z drugiej strony, nie można jej odmówić wdzięku i szlachetności. Prostota to jest słowo klucz, które chyba najlepiej oddaje jej usposobienie. Autorka pokazuje nam, że choć może to niemodne, historię da się poprowadzić jak płochliwe, dzikie zwierze, że nie trzeba za bardzo ściągać uzdy ani dociskać ostrogami do delikatnego brzucha. Prowadzi nas niespiesznie, od emocji do emocji. Bez gwałtownych zakrętów, bez zadziwiających zwrotów akcji, bez sztuczek i tandetnych trików niczym w oklepanych kryminałach. Niestety, jest i efekt uboczny tego zabiegu - nadmierne wygładzanie kantów opowieści. Autorka, moim zdaniem, za bardzo wystudziła emocje bohaterów. Przez to obserwujemy ich jak przez szybę; czytelnik, zamiast żywych ludzi, widzi figury w spektaklu, jaki wystawia Jhumpa Lahiri. Co za tym idzie, mało nas ta historia porusza, nie utożsamiamy się z bohaterami, nie narodziła się pewna magiczna nić między autorką, bohaterami i czytelnikiem, co, moim zdaniem, w tego typu gatunku prozie jest niezbędne. Szkoda, bo przecież w ich losie nie brak dramatyzmu, walki z silnymi destrukcyjnie na nich oddziałującymi emocjami.

Bohaterów poznajemy w dzieciństwie. Subhash i Udayan to mieszkający w Indiach bracia, młode niesforne chłopaki, dokazujące na całego w hiacyntowym rozlewisku na przedmieściach miasta i zakradające się przez płot na pole golfowe należące do Anglików. Śledzimy kolejne ważne chwile w ich życiu, patrzymy, jak ich drogi coraz bardziej się rozchodzą.

Jeden jest rewolucjonistą, buntownikiem, marzycielem, idealistą chcącym zmienić świat. Drugi jest realnie myślącym, odpowiedzialnym, o naukowym umyśle, roztropnym facetem, który bierze od życia to, co mu daje, i nie narzeka. Jeden z nich, przez ciągłą gonitwę za marzeniami, wplątuje się w niezłe tarapaty. Ostatecznie przegrywa, ginie, zostawiając ciężarną żonę. Drugi zaopiekuje się szwagierką i bratankiem,opuści kraj, zapełni godziwy byt rodzinie, podejmie kilka trudnych decyzji. Dożyje starości. Czy będzie szczęśliwy? Tego dowiesz się, śledząc jego życie z kilku różnych perspektyw i pod różnymi kontami. Czy go zrozumiemy? Nie zupełnie.

Gdzieś w tle i zdecydowanie zbyt powierzchownie poznajemy kulturę Indii, lokalnych maoistów, nieznacznie również powąchamy zapachy chłodnego Rhode Island. Prosty język i niechęć do wgłębiania się w psychikę bohaterów, niektórym mogą się nie spodobać, lecz zmuszają do zastanowienia się. Całość chyba lepiej sprawdziłaby się jako opowiadanie...
Jedni twierdzą, że to harlequin w tandetnym opakowaniu. Inni, że znakomita lektura. Faktem jest, że chociażby w USA paru krytyków uznało ją za najlepsze dzieło roku 2013, moim zdaniem, trochę na wyrost, co nie oznacza, że nie warto jej przeczytać.

Nie ma się co kłócić, są na świecie przecież gusta i guściki. Książka wzbudza jakieś emocje, i za to należy jej się plus. Nie są to emocje na poziomie tornada, nie są to emocje odkrywcze, ale historia jest w miarę ciekawa, co bohaterowie w jakiś tam swój sposób charakterni, mimo tego, że już w połowie książki wiedziałam, jakie będzie zakończenie.

Dodatkowy plus powinno się przyznać za intrygującą tematykę kobiecą - mimo że, a może przede wszystkim przez to, że powieść traktuje w głównej mierze o mężczyznach. Całkiem przyzwoita pozycja, taka lekka, na plażę, na kocyk, na leżaczek, na hamaczek. Przyjemna, bez efektu WOW, taka typowa, aby się zrelaksować, wyciszyć. Na pewno nie jest najlepszą lekturą, którą miałam okazję czytać, ale też nie plasuje się jako ta najgorsza.

Budziaki. Do następnego razu. I przepraszam, że tak dawno się nie odzywałam. Bye       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kącik Czarownicy: Magia Świec

Magiczne działanie świec. Jaki kolor odpowiada jakiej intencji? Menu Produkty Wróć Kamienie naturalne i szlachetne Wróć Kamienie szlifowane ...