niedziela, 14 sierpnia 2016

DOROSŁE ŻYCIE JEST DO DUPY!?

Tu ja, znowu. Poględzę sobie dzisiaj o dorosłości i przemijaniu. Niedawno kończyłam podstawówkę i szłam do gimnazjum, a już skończyłam liceum, napisałam maturę, mam za sobą pierwszą pracę. Za chwilę pójdę na studia, wyprowadzę się z domu, założę swoją rodzinę... OMG!!! Ja, ja zaraz umrę! Mamo!?


Czuję, że moje ukończenie osiemnastego roku życia (a nawet dziewiętnastego, ba, zaraz mi dwójka z przodu stuknie), to jakieś życiowe niedociągnięcie. Pamiętam, jak będąc dzieckiem, pragnęłam być dorosła. Teraz, z jednej strony dorosłość jest super. Mogę robić tyle rzeczy, których nie mogłam robić będąc dzieckiem. Teraz pomagam innym na większą skalę; oddaję krew, adoptuję zwierzaki. Teraz mogę skupić się na rzeczach, na których mi zależy, a których nie mogłam robić, bo nie posiadałam kawałka plastiku w portfelu. Zresztą, w dorosłym życiu wszystko załatwia się kawałkiem plastiku. Z drugiej strony jest mi tak jakoś dziwnie. Jestem dorosła. Wyglądam na osobę dorosłą, a wcale nie chcę nią być. To całe "dorosłe" życie nie jest wcale takie super, jakie się wydawało mając lat piętnaście. 


Mimo pozornej dorosłości, tak naprawdę jestem jeszcze gówniarą z gilem po pas, zbuntowaną, lekkomyślną gówniarą, a mój mózg zatrzymał się na tym cholernym piętnastym roku życia. Na przykład, jeśli idzie za mną jakiś gość z pod ciemnej gwiazdy, to ja automatycznie mówię: "To jakiś pedofil!", aby chwilę później przypomnieć sobie, że dla mnie już nie potrzeba pedofila, by mnie skrzywdzić. Teraz wystarczy normalny zboczeniec. Jak to? Kiedy to? Czas mija, szybko, za szybko.

Dzisiaj na obiedzie u babci oglądałyśmy stare albumy ze zdjęciami. Jaka wtedy byłam malutka i słodziutka. Przecież to wcale nie było tak dawno, z dziesięć lat temu. A teraz, człowieku, ja za rok się wyprowadzam z domu na studia. Nie, żebym nie była spakowana, i nie gotowa. Tylko ciężko mi w to uwierzyć, że jestem już taka stara. I samodzielna. Gotuję. I zmywam. I piorę swoje gacie. I pracuję. I... 

To jest fascynujące, że kiedy się rodzimy, jesteśmy tacy malutcy i bezbronni, nie przetrwalibyśmy bez opieki rodziców. I taki malutki berbeć rośnie, uczy się, poznaje świat, upada na tyłek i podnosi się, rodzice troszczą się o niego, aż on dorasta i ucieka z rodzinnego gniazda, aby założyć swoje własne. Czyż to nie jest piękne? No właśnie.

Takim momentem, kiedy naprawdę poczułam, że jestem dorosła, był moment, kiedy zrobiłam prawo jazdy. Człowiek przyzwyczaja się do tego, że jest skazany na łaskę bliskich (mamy/taty, brata/siostry, przyjaciela). I nagle to małe plastikowe gówienko sprawia, że jesteś niezależny. Kierowcy zrozumieją; wsiadasz i jedziesz, bez czapkowania się z najbliższymi o podwózkę. 

Skoro już mówimy o dorastaniu, to warto wspomnieć, że każdy z nas ma takich dwóch współlokatorów. Nazywają się mama i tata. Ostatnio, kiedy siedziałyśmy z mamą w kawiarni na kawie i ciasteczku, zapytałam, jak to jest, kiedy twoje dziecko dorasta, coraz mniejszą masz nad nim kontrolę, coraz mniej się z nim widujesz, bo pracuje/studiuje, kiedy po swojemu układa sobie życie. Mama tak zadumała się na moment. Zapadła między nami chwila ciszy, aż mama podniosła na mnie załzawiony wzrok i wszeptała: "Taka jest kolej rzeczy, ale to mimo wszystko jest straszne". 

I tym jakże pozytywnym akcentem zakończę. Nie no, żart. Wpadaj na mojego bloga, czytaj moje wypociny, rośnij, dorastaj, usamodzielniaj się. Bo dorosłość to nawet spoko sprawa. Wiadomo, nie zawsze robi się to, co się chce, a mimo to musisz dać z siebie wszystko. Warto tylko pamiętać, że kiedyś byliśmy dziećmi. Moi rodzice, ba, dziadkowie, do dziś zachowali z sobie dzieciaki. Więc nie mów, że się nie da. Wszystko się da.



Buziaki. Do następnego razu. Bye.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kącik Czarownicy: Magia Świec

Magiczne działanie świec. Jaki kolor odpowiada jakiej intencji? Menu Produkty Wróć Kamienie naturalne i szlachetne Wróć Kamienie szlifowane ...